Podaj swój adres e-mail, jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowościach i promocjach.
Hans Magnus Enzensberger "Mauzoleum. Trzydzieści siedem ballad z historii postępu"
Opis
Objętość 126 stron, indeks na końcu książki. Wymiary: 205×145 mm., grubość grzbietu 12 mm • ISBN 978-83-86096-87-9.
Niezwykły zbiór wierszy pióra jednego z najwybitniejszych współczesnych poetów niemieckich, pełen krytycyzmu i sceptycyzmu wobec historii, jest poświęcony postaciom, związanym z postępem naszej cywilizacji. Autor buduje im tytułowe mauzoleum, w którym znajdują się portrety: matematyków (Babbage, Turing), antropologów (Bernardino de Sahagún), astronomów (Brahe, Messier), inżynierów (Brunel, Taylor), uczonych (Leibniz), biologów (Darwin, Spallanzani), lekarzy (Guillotin, Semmelweis), wynalazców (Vaucanson, Evans), drukarzy (Gutenberg), fizjologów (Marey), przyrodników (Humboldt, Linneusz), urbanistów (Haussmann), polityków (Machiavelli, Blanqui) i artystów (Piranesi, Chopin).
W wiersze poeta wplata wypowiedzi samych bohaterów oraz wielu innych historycznych postaci. Tytułami nie są pełne nazwiska portretowanych osób, ale ich inicjały oraz daty narodzin i śmierci. Daje to balladom niezależność, a zarazem skłania czytelnika do zastanowienia się nad tożsamością portretowanych i wypowiadających się osób. Pełne nazwiska bohaterów książki znajdują się w indeksie na jej końcu.
W Polsce ukazało się dotąd sześć tomów wierszy Enzensbergera: Poezje (1968), Proces historyczny (1982), Wiersze. Jak powstawał pewien wiersz (1984), Zagłada Titanica (1994), Utwory wybrane (2001) i Spotkanie innego rodzaju (2019).
Oto jeden z pierwszych utworów Mauzoleum, ballada o Gutenbergu:
J. G. G. (1395-1468)
Jakże ta strona podobna do tysiąca innych stron,
a jakże trudno się temu dziwić!
Ta sama książka, nie ta sama. Sztuka
sztucznego pisania: coś metalicznego,
myśl oklepana ze złota, ze srebra,
z miedzi, z ołowiu. Pierwszą reprodukcją
musiała być moneta, pierwszym towarem
pieniądz, początek przemysłu. Nowiny
nad nowinami: stemple, matryce i czcionki.
Quattrocento, coś dla historyków sztuki
i teologów. Anatemy, stosy,
wojny stuletnie, gotyckość wszelaka.
Tak, także to. Ale przede wszystkim: postęp
w górnictwie i w budowie młynów, w metalurgii
i w produkcji broni. Nie Madonna
wśród róż, lecz dźwig i ślimacznica.
W ciemności swojego warsztatu, skrycie
i bezimiennie, dąży, prześladowany
przez odsetki, upomnienia i niedobory w finansach
do celu, który jest potężny jak ta kombinatoryka:
z dwakroć po dwadzieścia pięć metalowych znaków
(nie licząc ligatur i cyfr),
wszystkiego, co było, jest albo mogło być
dowolnie składane oraz pomnażane,
nie za pomocą trzciny, rysika
czy pióra, lecz form składu,
wyrżniętych w stali, wybitych w miedzi,
odlanych w ołowiu, cynie, bizmucie i antymonie.
Co było do tego potrzebne: arabskie kunszty wodne,
uprawa lnu i konopi, kalandry, prasy winne, młyny
papiernicze, przedsiębiorstwa importowo-eksportowe; arsenał
zapomnianych narzędzi: łyżka odlewnicza, punca, kamień
do klinowania formy, tenakiel, tampon do nadawania farby,
szufelka; armia pracowników, wyzyskiwaczy, współsprawców
od Krakowa po Salamankę: knowacze,
gałganiarze, bankierzy; potem dopiero ten właśnie
Gensfleisch, stary zwierciadlarz z Moguncji,
gnębiony przez wierzycieli, wpół ślepy,
nie pachniał kadzidłem, ale pokostem
i sadzą. Przepadł w oparach
gorącego metalu. Tylko to pozostało,
ta czerń drukarska na białym papierze:
Sztuka sztucznego pisania,
ołowiany posmak quattrocenta.